top of page
Zdjęcie autoramagicznaprzestrzen

Żal w radość przekuć


Historia tego obrazu jest ciekawa. Wielowarstwowa jak życie.


Pierwsza wersja powstała na moim pierwszym kursie Vedic Art. Pamiętam, że bolała mnie wtedy głowa. Migrena. Cała ja. Ówczesna ja. Czułam wkręcające się w moją głowę (nomen omen) świderki. Obraz był we fiolecie i purpurze i przedstawiał twarz an face w rzeczonymi świderkami bólu atakującymi zewsząd. Nie podobał mi się zupełnie. Trudno się dziwić. Technicznie nie miał prawa być dobry, to był mój pierwszy obraz ( i przypominam sobie swoje poczucie bycia niewystarczającą w tamtym momencie). No i sam temat nie był łatwy. Ten ból migreny zabrał mi sporą część życia. Pozwoliłam na to. Tak sobie to wyprojektowałam. Bycie ofiarą bólu. Bólu pochodzącego z wewnątrz siebie. Tak to czasem jest, że nie potrzebujemy do tego innych ludzi... A właściwie - zawsze tak jest. Jesteśmy w tym doskonale samowystarczalni. Dobrze zdać sobie z tego sprawę.


Nie chciałam tego obrazu zachować. Ale też nie chciałam wyrzucić. Wyrzucić najłatwiej. Zanieczyścić świat, pozbywszy się niechcianego. Stał więc w kącie i czekał na swój moment. Czułam już, że trzymanie w kącie swoich obrazów też nie jest dobre, postanowiłam go przemalować. Zamalowałam go piękną zieloną farbą. W tym czasie moja przyjaciółka robiła remont w swoim domu i pomyślałam, że to będzie obraz dla niej. Zawsze lubiła zieleń, a nowy wypoczynek właśnie miał ten kolor. Pomyślałam, że będzie pasował. Zaraz potem przyszła jednak refleksja, że obdarowywanie kogoś swoimi obrazami czy jakimikolwiek wytworami artystycznymi - bez wyraźnej prośby - jest wątpliwe. Ja z serca podaruję. Czy będzie pasował do koncepcji wystroju? I przede wszystkim - czy się spodoba? Zrezygnowałam z pomysłu, nie chcąc jej narażać na przymus powieszenia czegoś niechcianego czy poczucie winy spowodowane schowaniem w piwnicy prezentu. Obraz znowu stanął w kącie.


Przy trwającym jeszcze remoncie i porządkach nastąpił trzeci akt. Wydobyłam go z otchłani przedmiotów koczujących zdaje się wszędzie wokół, usiadłam i pobyłam z nim. To w sumie niezwykłe, że moja migrena odzywa się czasem, ale nie z taką częstotliwością i nie w takim natężeniu jak onegdaj. Jest męcząca, ale nie wyklucza mnie z życia. Jeśli decyduję się wtedy na ciszę, spokój, samotność, to z troski i dbałości o siebie, a nie z konieczności. I tę migrenę pokryła zieleń. Kolor nadziei. Czysta, klarowna, głęboka zieleń. Piękny odcień. Tyle że przebijał kontur spod spodu. I gdzieniegdzie widoczna byłą faktura pierwszego obrazu. Zastanawiając się, co z tym zrobić i jak to okryć, doszłam do wniosku, że byłoby to uciekanie przed tym, co miało miejsce w moim życiu. Nie chcę udawać, że tego nie było. Było i dało się w kość. Niemniej jednak coś to ze sobą przyniosło dobrego. Po latach uciekania przed bólem, chęci zduszenia go, odcięcia się od niego, zrozumiałam, że sama sobie to robiłam. Wyprojektowałam sobie żywot z migreną. I jest to podwójna projekcja. Bo ból pochodzi ode mnie. Nikt z zewnątrz mi go nie zadawał. Sama sobie robiłam to, co najgorsze. Jak można tak bardzo sobie dokuczać? Ano można.


Wystarczy spojrzeć na swoje życie. Swoje emocje. Swoje analizowanie świata. Owszem, bywa, że partner nas lekceważy, że szef stosuje mobbing, że rodzice nie okazywali miłości, a przyjaciółka okazałą się ostatnią okrutnicą. Ale tak naprawdę boli nie to, co oni nam zrobili lub czego nie zrobili. Boli nas nasze poczucie krzywdy. Nakręcamy się swoimi emocjami. Nie faktami. Rozpętujemy wichury żalu, nieodwzajemnionej miłości, krzywdy, straty. Tylko po to, by poczuć się kimś szczególnym. Kimś szczególnie oszukanym, skrzywdzonym, doświadczonym.


Wiem, o czym piszę, bo dopiero teraz, po ponad pięćdziesięciu latach zaczynam czuć, że moje emocje zrobiły mi więcej krzywdy niż rzeczywistość. I to jest dobra droga do wyzwolenia. I do radości. Dlatego dodałam do tła nieco złota i pokryłam widoczną fakturę złotymi esami-floresami. Są wynikiem tego wszystkiego, co się było wydarzyło w moim życiu. Bez tego poczucia krzywdy nie byłoby autorefleksji. A bez niej radość byłaby zaledwie zadowoleniem. I czuję wdzięczność za lata żalu, za poczucie osamotnienia. Niektórzy najwyraźniej muszą dotknąć tych bolesnych miejsc, by móc odkryć światło.


Dobrze jest zatrzymać się, przyjrzeć się sobie, przyznać przed sobą do wymyślania treści dramatu. Robimy to wszyscy. Nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Nie wszyscy przyznajemy się do tego. Nie wszyscy chcemy dostrzec światło.



5 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comentarios

Obtuvo 0 de 5 estrellas.
Aún no hay calificaciones

Agrega una calificación
bottom of page