top of page

Gdzieś... Gdzie?

Zdjęcie autora: magicznaprzestrzenmagicznaprzestrzen

Spirale, spirale. Spiralne w owym czasie było wszystko. Spirale jako temat obrazu. Spirale jako tło. Spirale jako motyw przewodni wszystkiego. Dostrzegałam je wokół siebie na każdym kroku. W przyrodzie, architekturze, dekoracjach. Trafiały do mnie różnymi drogami. Na początku bawiłam się przy tym świetnie, to naprawdę była czysta radość tworzyć je w przeróżnych konfiguracjach i barwach. Dawały mi także sporo energii. Po dwóch latach zaczęłam się zastanawiać, czy mi tak zostanie do końca życia. I czy możliwym jest, że po prostu niczego innego nie potrafię... Może nie tyle miałam ich dość, co potrzebowałam urozmaicenia, wyrwania się ze spiralnego nomen omen kręgu.


Te obraz to jeden z kilkunastu z motywem spirali wykorzystanym jako temat. Malując go, tak zresztą jak i pozostałe z tego cyklu, nie do końca byłam tu i teraz. Niby żadne to odkrycie, bowiem sztuka wyrywa nas z materialnych uwarunkowań, jednak przy spiralach działo się coś jeszcze. Przenosiły mnie za każdym razem w Kosmos. W otchłań pełną gwiazd, planet, meteorytów. Gdzieś, gdzie nie można określić kierunku, odległości. Gdzieś w otchłań nieznaną, ogromną, a jednak wcale nie złowrogą czy niebezpieczną.


Malowanie spiral kojarzy mi się z innym doświadczeniem, teoretycznie zupełnie innym. Za każdym razem podczas koncertu mis i gongów (pozdrawiam Małgosię Musioł i Ewunię Ripołowską) już przy pierwszych dźwiękach wyrzucała mnie jakaś siła w przestrzeń międzygalaktyczną. Raz za razem, bez zmian. I doświadczenia te charakteryzowały się tym, że niosły ze sobą niezwykłe poczucie wolności i niematerialności. Bo niby byłam tam jako ja, a jednocześnie ciało uwolnione było od swoich granic i ograniczeń.


Serce spirali jest źródłem, które rozszerza się, dając życie. Może się wydawać, że im dalej od tego centrum, tym mniej jest tej podstawowej, czystej energii. A jednak wcale tak nie jest. Przestrzeń ze swoimi wymiarami przestaje mieć znaczenie. Jest umowna. Bycie gdzieś dalej od centrum (w przestrzeni dwuwymiarowej (na obrazie) czy trzywymiarowej (w odczuciach) wcale nie oznaczało oddalenia od tego, co jest owym źródłem. Tak jakby było ono wszędzie. Jakby było poza wymiarami.


Jest w spirali coś boskiego. Pewnie dlatego była od dawien wykorzystywana jako symbol różnych kobiecych bóstw. Jest w niej coś mistycznego, coś, co zabiera w miejsca – nie-miejsca oderwane od materialnych ograniczeń. I coś, co przywodzi na myśl (czy na intuicyjne odczuwanie) nieśmiertelność czy raczej stan poza życiem i śmiercią. Coś, co stanowi swoiste continuum bycia, a nawet – Bycia. Obcowanie ze spiralą jest dla mnie doświadczeniem mistycznym.


Był czas, że sprowadzało mnie owo doświadczenie do odczuwania mocy kobiecości, do energii Ziemi. To były te początkowe płótna ze spiralami. Zawiodły mnie jednak dosyć szybko gdzieś dalej, do mistycznego świata bez uosobionego bóstwa. Do świata bez podziału na męskie-żeńskie. Do świata bez podziału na energię wody-ognia-powietrza-ziemi. Gdzieś głębiej.


Gdzieś, gdzie nie ma znaczenia, kim jesteś ty i kim jestem ja. Gdzie nie ma znaczenia, co zrobiłaś, co zrobiłam. Gdzie nie ma znaczenia nic, co się było wydarzyło. Gdzieś, gdzie stawia się pytanie, czy się na pewno wydarzyło. Gdzieś, gdzie to pytanie nawet zaczyna tracić sens. Gdzie?


Nie wiem. Tam. Tu. Gdzieś. A może nazywanie tego „miejsca” zaimkami przysłówkowymi, nawet jeśli są nieokreślone, jest pozbawione sensu? Bo jeśli jest jakieś „gdzieś”, to oznacza, że musi mieć ono swoje granice, musi gdzieś się kończyć. Bo „tu” wszak owego „gdzieś” nie ma. Jest w innym miejscu.


A spirale z moich obrazów, jak i dźwięki gongów, wskazywały jasno, że to „gdzieś” jest wszędzie. I nigdzie jednocześnie. Poza miejscem. Poza przestrzenią. I poza czasem.

3 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating

©2023 by Magiczna Przestrzeń.

bottom of page