top of page

Lśniąca głębia oceanu.




Zapuszczam się czasami w głębię oceanu. Oceanu refleksji, oceanu odczuć cielesnych, oceanu odczuć duchowych. Zapuszczam się tam, zanurzam i trwam. 


Czy takie wycieczki w ogóle są potrzebne? I czemu służą? I kiedy są możliwe?


Jestem głęboko przekonana, że absolutnie każdy tego potrzebuje. Ale nie każdy się do tego przed samym sobą przyzna. Łatwiej bowiem jest wyłączyć refleksyjność. Łatwiej jest wyłączyć zadawanie sobie pytać. Łatwiej jest żyć z dnia na dzień skupiając się jedynie na zadaniach do wykonania. To wszak takie proste: zrobić sobie listę rzeczy do zrobienia i odhaczać je jedną po drugiej. Można odczuwać satysfakcję, że wiele się dokonało. Oto bowiem pościeliłam łóżko, wywietrzyłam mieszkanie, wstawiłam pranie, zrobiłam zakupy, zawiozłam dziecko do szkoły, potem na zajęcia do domu kultury, zrobiłam obiad, złożyłam zamówienie na nowe firany do salonu i odesłałam za duży sweter. Cała masa zadań odhaczona. Nie udało się zrobić tylko dwóch rzeczy. Wziąć długiej kąpieli w płatkach róży, które przywiozłam z cudownego miejsca odwiedzonego w lipcu. I przeczytać choćby dziesięciu stron książki otrzymanej od przyjaciółki na święta. Ale to może jutro. Bo dzisiaj mam jedynie siłę na jeden odcinek serialu i spać...


Czyli niczego nie zrobiłaś dla siebie? Czyli znowu nie spotkałaś się ze sobą? Wszystko dla rodziny, dla domu. Sprawnie, bez narzekania, w poczuciu obowiązku. I padasz wieczorem, obiecując sobie, że jutro to już na pewno o siebie zadbasz. No dobra, może jutro jeszcze nie, ale przecież weekend już wkrótce...


A gdy w końcu oda się do tej wanny wejść, to - w poczuciu zwiększenia relaksu - zabierasz ze sobą lampkę wina. I telefon. Bo przecież tak miło jest sączyć schłodzone wino i porozmawiać z przyjaciółką.


A gdzie i kiedy spotkasz się ze sobą? Bez tej odrobiny nawet alkoholu, który sprawia, że kontakt z Twoją Esencją jest powierzchowny lub wypaczony?

A może podświadomie chcesz właśnie tego? Tej powierzchowności? Tego prześlizgnięcia się po temacie? Tak jest prościej. Wiem. Bywałam w tym miejscu. Trafiałam tam, gdy należało pochylić się nad trudnymi emocjami. Nad złością, żalem, zawodem. Łatwiej było przerzucić odpowiedzialność za te stany na innych, na okoliczności, na świat.


Ale to nie tak. Zupełnie nie tak. Gdy pozwolisz sobie na zanurzenie się w tych trudnych emocjach, okaże się, że to nie próżność koleżanki, zawiść sąsiadki, plotkarstwo znajomej, złośliwość cioteczki są źródłem Twojej irytacji, wściekłości, smutku. One tylko poruszają to, co w Tobie jest. Poczucie bycia niewystarczającą, brak samoakceptacji, tęsknota za miłością. Te nasze wewnętrze braki powodują, że reagujemy na to, co dzieje się wokół nas.


A gdy dotkniemy jednego, drugiego, trzeciego i kolejnego, może się okazać, że tak naprawdę cała nasza złość, żal, smutek i agresja skierowane są w naszą stronę. To do siebie mamy pretensje. To sobie nie ufamy. To dla siebie jesteśmy zbyt surowi. Nie chodzi tu o żadną Kaśkę, Baśkę czy Staśkę. Chodzi o nas. Zawsze. Tylko. O nas.


Dlaczego potrzebujemy się zanurzać w głębię oceanu. I trwać. Dotykać delikatnie tych subtelności, które nadciągają. Falować. Przyglądać im się z góry, z boku, z dołu.

W kąpieli przyjrzeć się, czy napięcie mięśni puszcza. Podczas ćwiczeń zaobserwować, czy wykonujemy je nerwowo, czy płynnie. Podczas spaceru zauważać, jak stawiamy kroki.


W czasie medytacji obserwować umysł. Przyglądać się myślom i emocjom pojawiającym się jak w kalejdoskopie. Nie oceniać. Trwać jak skała. Pomimo wichur, deszczu. Albo płynąć jak woda, nie zatrzymując się na żadnej myśli.


Czy wreszcie – spotkać się z samym/samą sobą i porozmawiać szczerze. Tak szczerze, jak tylko można. Zadać sobie kilka ważkich pytań. Kim jestem? Jaki sens ma moje życie? W czym upatruję swój cel? I słuchać uważnie odpowiedzi. Nie dać się zbyć lekceważącym stwierdzeniom. Nie słuchać podszeptów, że nie ma czasu na takie bzdury. Nie ulegać pokucie zaszufladkowania się w funkcji matki, adwokata, dyrektorki, żony. To są jedynie role, jakie przyjmujemy w życiu. To nie jest to, czym/kim jesteśmy.


Zamknąć oczy i rozgonić gęstwinę ciemnych chmur, przesłaniających światło. Światło, które jest w nas. W każdym. W środku. W naszej Esencji. Źródle. Rozgonić te chmury, odsunąć na boki rękoma. I wejść w głąb. By tam znaleźć odpowiedzi. Te prawdziwe. A jeśli ich jeszcze nie potrafimy usłyszeć, po prostu trwać. Trwać w ciszy, harmonii, blasku. Przy sobie.

9 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
bottom of page