Co mi dały kurs y i szkolenia, które odbyłam? Czy da się na to pytanie odpowiedzieć krótko? Możliwe, ale trzeba się liczyć z tym, że każdy zrozumie to inaczej. Dla mnie te wszystkie warsztaty układają się w sensowną i spójną całość, z której można by ułożyć całościową drogę rozwoju. Osobistego, a nawet duchowego. Nie odbywałam ich w takiej kolejności, o jakiej teraz napiszę. Byłam wszakże już na takim etapie, że wskakiwały one w odpowiednią lukę, szczelinę i uzupełniały to, co już miałam, albo grzecznie czekały na kolejny element potrzebny do zrozumienia tego, co otrzymałam.
Opiszę je teraz jednak w takiej kolejności, która może stanowić linię pięknego rozwoju. Już teraz wiem, że to się w jednym poście nie zmieści. Będzie więc kilka części
POZIOM PIERWSZY
U podstaw wszystkiego leży mindfulness. Jest to rodzaj świeckiej medytacji, co pozwala tym wszystkim, którzy nie chcieli wchodzić w medytację z uwagi na to, że za bardzo wiązała się z kulturą i religiami Wschodu, na spokój ducha podczas praktyki. Medytacja uważności to skupienie na sobie, na swoim ciele, oddechu, zmysłach. Daje możliwość zatrzymania się w pędzącym pociągu zwanym życiem zachodniej cywilizacji.
Medytacja nie jest porzuceniem myślenia, ale obserwacją tego, co się dzieje w naszej głowie baz dawania uważności chmurom myśli przepływającym przez nieboskłon umysłu. Takie zatrzymanie daje możliwość dostrzeżenia, co czuje się w ciele, w powiece, uchu, małym palcu lewej stopy. Brzmi to może śmiesznie, ale kiedy ostatnio zastanawiałaś/-eś się, co odczuwasz u nasady nosa? A przecież to nasze ciało.... Dostaje naszą uwagę, gdy coś boli, swędzi, cierpnie... Czy aby na pewno to, co jest naszym automobilem na ziemską podróż, zasługuje na takie lekceważenie? Gdyby nie ciało, nie byłyby możliwe zachwyty nad pięknem świata we wszystkich jego odsłonach. Kiedy ostatnio oddychałaś/-eś świadomie? A przecież bez powietrza nie ma życia. Osadzeni jesteśmy w materii, a jednocześnie tak bardzo gardzimy tą materią, bez której by nas nie było.
Warto też pamiętać o tym, że medytacja to nie tylko ta klasyczna pozycja lotosu... Medytacja może mieć różne odsłony. Możemy medytować w ruchu (tai chi czy nawet zwykłe chodzenie w przerzuceniem uważności na każdy ruch). Medytacją może być kaligrafia - skupienie na każdej literze, jej kształcie, proporcjach. Tu chcę wspomnieć mojego pierwszego tutora, Bogdana Tarnowskiego, i Katarzynę Pajor-Seremak, pod których okiem stworzyłam wiele prac, o jakich wcześniej nawet nie śniłam, będąc przekonaną, że jestem manualnym nieudacznikiem (jak to wtedy określałam).
Medytacją może być pielenie ogrodu, gdy skupiasz swój umysł na każdej roślinie, którą wyrywasz. Medytacją może być uważne jedzenie, gdy nie pochłaniasz bezrefleksyjnie tego, co leży na talerzu, ale skupiasz się na feerii smaków i konsystencji. Medytacją jest także modlitwa, bo jakże nazwać przerzucenie uwagi na słowa i ich energię. Sama tego doświadczyłam na warsztatach "Abwun" Alka Wierzbińskiego i było to doświadczenie wielce przejmujące.
Z medytacją bardzo korelują mi mantry. Właściwie dla mnie jest to medytacja w śpiewie. Mantry wykorzystywane są także w religii chrześcijańskiej (i nie tylko), bo czymże innym jest różaniec choćby? Nie ma więc co bać się ani medytacji, ani mant. One są obecne i w naszej kulturze. Skupienie uwagi na sobie, na swoim ciele, oddechu, dźwiękach, słowach.
Medytacja to przyjęcie pozycji obserwatora. To wszystko, co się dzieje w nas - nasz oddech, wrażenia z poszczególnych części ciała - staje się czymś wyświetlanym na ekranie, który obserwujemy. To daje - a przynajmniej mi dało - takie poczucie, że moje umiejscowienie w ciele, moim ciele, staje się trochę iluzoryczne. Jestem nim i jednocześnie nie jestem. Może bardziej: jestem w nim... Czyli jestem kimś/czymś nie do końca identyfikowalnym ze swoim ciałem.
Wiem, że może to wszystko nie do końca jest spójne z mindfulness, że wychodzę nieco poza tę metodę. Ale bez dwóch zdań kurs MBSR, który prowadziła Bogna Gąsiorowska, kurs MBCL dający uważność i życzliwość wobec siebie i świata, a potem Program Rocznej Praktyki Mindfulness Polskiego Instytutu Mindfulness ugruntowały moje medytacyjne doświadczenia. mało tego, dzięki uspokojeniu zyskałam pewność, dzięki której zrezygnowałam z frustrującej pracy i poszłam zupełnie inną drogą dającą 100% satysfakcji i poczucia sensu.
Myślę też, że nie jestem już tak reaktywna jak wcześniej. Nie ukrywajmy, moja obecność w szkole naznaczona była ciągłą irytacją na skądinąd okropny system, z każdą reformą ulegający pogorszeniu. i choć wierzę, że każda zmiana do czegoś dobrego prowadzi, to jednak doświadczyłam tego, że zanim nastąpi ta poprawa musi się czas solidnie pogorszyć. Dawałam się też łatwo zapalić frustracjami innych. Teraz to widzę bardzo jasno. Nie chciałam również przyznać prawa do zajmowania stanowisk kierowniczych przez ludzi zupełnie się do, tego nienadających.
Mindfulness pozwoliło mi zacząć patrzeć na to trochę inaczej. Przede wszystkim przyszła refleksja, skoro nie mogę tego zmienić - a nie mogę - i zdecydowanie nie chcę się pogodzić z tym, że system edukacji nie służy wcale dzieciom i młodzieży (choć nie przeczę, że jest mnóstwo cudownych nauczycieli, mówię o systemie jako takim), to po prostu nasze drogi muszą się rozejść. Nie mogę tkwić, co nie wspiera ani mnie, ani moich Klientów (czyli Uczniów). Bogna Gąsiorowska, moja wspaniała Tutorka, zawsze się śmieje, że mindfulness sprawił, że rzuciłam szkołę . W dużym skrócie tak jest. Choć oczywiście żadna medytacja nie jest po to, by porzucać swoje miejsce pracy. Raczej pozwala szerzej spojrzeć na problem i znaleźć rozwiązanie. Dla mnie to była właśnie rezygnacja z etatu po 23 latach.
Tak więc jest poziom pierwszy. Zatrzymanie się. Spojrzenie na siebie z pozycji obserwatora. To doprawdy jest odświeżające. Wszystkim, którzy chcą zacząć pracę nad sobą, polecam szczerze zacząć od medytacji. Jakiejkolwiek. Najlepiej takiej, która nie stoi w sprzeczności ze światopoglądem. Można znaleźć jej rodzaje i chrześcijaństwie, i w kulturze Wschodu, i w całkowicie świeckich koncepcjach.
*ciąg dalszy za tydzień, gdyż zgodnie z przewidywaniami, rozpisałam się... tak, pisanie też uspokaja;)*
Comments