top of page

Ucieczka

Zdjęcie autora: magicznaprzestrzenmagicznaprzestrzen

Niełatwo jest czasem dogadać się z drugim człowiekiem. I zastanawiam się, co się stało, że- z jednej strony - tak bardzo uważamy, by kogoś nie zranić, z drugiej zaś, że tak łatwo czujemy się dotknięci.


Co się stało, że boimy się temu czy owemu wprost powiedzieć, że nie podoba się nam to, co podoba się jemu. Kluczymy, zwracamy uwagę na nieistotne aspekty. Uciekamy od powiedzenia tego, co proste. Nie podoba mi się. Koniec. Wszak nie musi.


Skutek naszego kluczenia i tak jest opłakany. Bo skoro nie zachwyciliśmy się tym, co zachwyca bliźniego, to - w jego oczach - nie zdaliśmy jakiegoś egzaminu. Albo z estetyki, albo z dobrego wychowania (choć staraliśmy się nie rąbać siekierą między oczy), albo z empatycznego odbioru. Tak źle, i tak niedobrze.


Oczywiście są ludzie, którym możemy rzec bez lęku, że sprawimy im przykrość, że jest nam z czymś nie po drodze. I się nie poczują dotknięci. Co jednak zrobić z tymi, którzy są delikatni?


Kiedyś się tym martwiłam. Minęło mi. Trudno. Jedyne, co mogę zrobić, to powiedzieć okrężnie, że z czymś mi się kojarzy, dostrzec coś, co mogę uznać za walor. Jeśli ktoś chce poczuć się dotknięty, to się i tak poczuje. Trudno.


Nie jest to o lekceważeniu drugiego człowieka. To jest trochę o naszym prawie do wyrażania swojego zdania. Fakt, że nie podoba mi się to, co podoba się cioci Krysi, nie oznacza, że lubię ową ciocię mniej. Jeśli zaś ona mniej mnie będzie przez to lubiła, to... trudno. Tak naprawdę ktoś czuje się dotknięty, że nie lubimy tego, co on, to jest to o nim. Nie o nas.


Myślę też, że chyba za bardzo się pieścimy ze sobą. Niedawno czytałam, że polubianie postów za pomocą podniesionego kciuka, nie serduszka, jest odczytywane jako lekceważenie. I tu parskam śmiechem. Naprawdę. Napisałam w swoim życiu setki listów. I setki dostałam. Bez żadnych emotek w środku. Gdy miałam wątpliwość, jak rozumieć jakieś zdanie, dopytywałam. Mijał czas. Bo list trzeba było napisać, wysłać, poczekać że trzy dni aż dotrze do adresata, aż odpisze (a list - w odróżnieniu od smsa - angażował i czas, i energię), wyśle i kolejne trzy na dotarcie. I jakoś nikt się nie obrażał.


A obserwuję obecnie, że dopytanie o coś nie jest dobrze widziane. Gdy dopytuję, słyszę: nieistotne, nie ma znaczenia, zostawmy to.


Taki rodzaj ucieczki. Ucieczki od komunikacji. Niezrozumienie, gafy mogą się zdarzyć. Są wpisane w komunikację. Ucieczka od wyjaśnienia komunikacją już nie jest.


A gdy się przestajemy komunikować, nasze relacje stają się płytkie.


Czy następnym razem zachwycę się tym, co zachwyca ciocię Krysię? Nie sądzę. Może się wydawać, że to takie humanitarne kłamstwo, które ma jedynie sprawić przyjemność drugiej stronie. A jednak coś we mnie krzyczy, że nie godzę się na to. Nie chcę mówić, że "zachwyca, skoro nie zachwyca", żeby tak do Gombrowicza sięgnąć.


Jaki będzie skutek? Nie wiem. Nie gwarantuję, że relacje z ludźmi staną się głębokie, jeśli przestaniemy stosować małe kłamstewka. Może niektóre się rozpadną. A inne się wzmocnią.


Te pierwsze najwyraźniej opierały się na spijaniu miodu z dziubków. A te drugie potrzebowały czegoś, dzięki czemu dostrzeżona zostanie wartość tej znajomości. W te pierwsze nie warto inwestować. W drugie - owszem.


Często zupełnie nieświadomie dotykamy punktów zapalnych w drugim człowieku. Jakiejś nadwrażliwości. Czegoś, co jest w nim do uleczenia. I nie ma w tym ani nic dziwnego (któż z nas nie ma czegoś do uleczenia), ani nie ma naszej winy (nie znamy się wcale tak dobrze, jak nam się wydaje). To, że niechcący poruszyliśmy w kimś drażliwy punkt, jest o nim, nie o nas. To jego lekcja, nie nasza.


Oczywiście to nie znaczy, że mamy się obchodzić z drugim człowiekiem z wrażliwością nosorożca. To znaczy jedynie, że - jeśli ktoś zdecyduje się zinterpretować nasze słowa czy zachowanie w sposób dla siebie obraźliwy - mówi się trudno, szczególnie gdy nie jest gotowy wysłuchać wyjaśnienia.


Coś się dzieje z także z językiem, jakim się porozumiewamy. Gdy ktoś nam zwraca uwagę, odpowiadamy, że "się czepia". Gdy wyrazimy swoją nie do końca pochlebną opinię, możemy usłyszeć, że coś "zjechaliśmy". Czy doprawdy postrzegamy świat zero-jedynkowo? Albo zachwyt, albo "zjechanie"? Albo aprobatą, albo "czepianie się"?


Nie lubię tych sformułować. Są pasywno-agresywne. Stawiają użytkowników tych słów w pozycji ofiary. A tymczasem są ofiarami swojego przewrażliwienia.


Coś się stało z naszymi relacjami. Uciekamy od rozmów. Nie chcemy słuchać wyjaśnień. Że o nie nie prosimy, stało się jasne dużo wcześniej. Jesteśmy niezainteresowani wysłuchaniem drugiej strony.


Powierzchowność. Ślizganie się po gładkiej stronie znajomości.


Do każdego z nas należy decyzja, jakie relacje z innymi ludźmi chce mieć. Do każdego z nas należy refleksja, czy nasze relacje są powierzchowne, czy głębokie. Do każdego z nas należy decyzja, co zrobić z każdą z nich. Ratować czy zostawić...


A może spotkać się z samym sobą i stworzyć relację z sobą? Od tego zacząć? Od zrozumienia, kim się jest. Tak naprawdę.

 
 
 

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating

©2023 by Magiczna Przestrzeń.

bottom of page