Tak się zastanawiam przy niedzieli, na ile systemy, które zbudowaliśmy i w których tkwimy, są wspierające. Nie mam zamiaru analizować systemów wszelakich, bo - aby to zrobić dobrze - trzeba by napisać książkę. Nie mam też aspiracji do dogłębnej analizy zagadnienia. Tak sobie przy niedzielnym lenistwie zadaję pytania.
Czy człowiek jest aby szczęśliwy, gdy czuję swoją przynależność do jakiegoś narodu czy (bo nie jest to tożsame) państwa? Owszem, poczucie wspólnoty dającej bezpieczeństwo. Ale czy przynależność owa nie jest sensowna tylko z tego powodu, że za granicą jest inne państwo z ludźmi innej narodowości? Bo przecież gdyby nie było "ich", co oznaczałoby "my"? Gdybyśmy wszyscy byli jakimś "my", poczucie państwowości czy narodowości straciłoby rację bytu. Czy więc ma to sens tylko w opozycji do innych? A, idąc dalej tym tropem, nie ma w sobie wrogości? Jeśli jesteśmy "my" i są "oni", to wcześniej czy później będziemy chcieli mieć od nich więcej (np. ziemi, na której jest ropa czy po prostu żyznej ziemi). Pojawi się chęć bycia lepszym i uznania przez "nich" naszej przewagi (np. w sporcie). Do czego prowadzi chęć bycia lepszym w tym systemie, dobrze wiemy.
To samo, ale na mniejszą skalę, dzieje się w handlu, biznesie, zakładach pracy, szkole. Zawsze ktoś wpadnie na "genialny" pomysł, by z kimś rywalizować. O rynek. O awans. O średnią na świadectwie. O miejsca w konkursach o zielone jabłuszko i fioletową konewkę.
Nagrodzony, już w przedszkolu, zaczyna się czuć lepiej od tych cieniasów, z którymi wygrał. Cieniasy zaczynają czuć się gorsi, słabsi, niewystarczający. Gdy lata mijają, walka jest o awans, prestiż, pieniądze, władzę. I po jakimś czasie okazuje się, że nijak się z tego nie można wycofać.
Tak bardzo uwierzyliśmy, że ci "oni" są w opozycji do "my", a "on" w opozycji do "ja", że postrzegamy świat właśnie jako oparty na tych opozycjach. Postrzegamy innych, którzy są dla nas jakimś zagrożeniem. I nawet brak zgody na współpracę odczytujemy jako wrogość. Postrzegamy innych jako tych, którzy nie realizują naszych marzeń, pragnień, projekcji.
A gdyby tak zmienić założenie? I tak na początek przyznać, że nie ma żadnych "ich"? Że jesteśmy tylko i wyłącznie "my" I razem gramy do jednej bramki?
Gdyby tak podziękować uprzejmie wszystkim rankingom i przestać wyczytywać na apelach najlepszych uczniów? Gdyby tak skończyć z rankingami szkół i uczelni? Gdyby tak zacząć spotykać się w celu pokopania piłki, za każdym razem w innym składzie, dla czystej zabawy, nie pucharów i pieniędzy? Gdyby tak nie zabijać "innych", chcąc im odebrać ziemię, pojąwszy, że ziemia nie może do nikogo należeć....
Gdyby tak wyzwolić się ze wszystkich systemów, które nas ograniczają w możliwości poznania świata takim, jaki jest...
I, być może, pójść potem dalej...
Jak zawsze w punkt...Poczytajcie obecnie wydawane bajki dla maluchów, obejrzyjcie np Psi Patrol lub inne...gdzie Andersen, gdzie Brzechwa???