top of page

Eksplozja

Zdjęcie autora: magicznaprzestrzenmagicznaprzestrzen



Chciałam poprasować. I to, co wydarzyło się później, pokazuje, jak niewiele o sobie wiemy. Jak bardzo prześlizgujemy się po swoich odczuciach. Jak bardzo nie słuchamy tego, co tam drzemie. Jak bardzo skupiamy się na tym, co – jak się nam wydaje – powinniśmy, a nawet co – jak się zdaje – chcemy. Nastrój przed prasowaniem miewam – delikatnie rzecz biorąc – powściągliwy. Tłumaczę sobie, że należy, że lepiej szybciej niż później, że nie daj Boże dopuścić do zebrania się zaległości z kilku prań. Najbardziej przekonuje mnie mój własny argument o tym, że gdy już wyprasuję, będzie pusto, czysto i ładnie. Zatem poszłam po wodę do prasowania i...


I zaatakował mnie obraz. Miałam go przemalować spory czas temu. Wydawało mi się, że czekał grzecznie na odpowiedni moment. A ten jakoś nie nadchodził. W myśl zasady, że nigdy nie ma odpowiedniego momentu.


Jednakże jest jeszcze jedna zasada. Troszkę jakby opozycyjna. Mówiąca o tym, że zawsze jest odpowiedni moment. Nie myśląc więc o włączonym żelazku (czego nie polecam), zagruntowałam go i usiadłam, patrząc na biel. Nie wiem, kiedy pojawiły się róże, fiolety, szmaragdy, turkusy i szafiry. I już, już... Już powstawała tajemnicza rzeczywistość, gdy coś z głębi mnie zapragnęło zmienić zdanie.


I to piękno, które usiłowało się zrodzić, zamalowałam szerokim pędzlem. Powstała szarobura mieszanina barw. A przecież wcale mi tak nie było. Nie godziłam się na to, co widziałam. Łatwiej było z tą magiczną wizją, która już prawie się zamanifestowała w całości. A teraz miałam przed sobą grubą warstwę nijakich kolorów.


I się na nią nie godziłam. Jeszcze trudno było odpuścić tamten nie do końca zmaterializowany obraz. Jeszcze w powietrzu fruwały znaki zapytania i wykrzykniki. Dlaczego?! Taki mógł być piękny. I zepsułam. Tak po prostu zamazałam.


Mogłam wrócić do prasowania. Teraz myślę, że dobry duch mnie powstrzymał. I po chwili rezygnacji przyszła wola dalszego eksperymentowania. Nie wiem, jakie farby, dlaczego takie, dlaczego w takiej - a nie innej – konfiguracji. Dlaczego w ten sposób. Zaczęła się zabawa. W kolory, w sposoby. W wydobywanie z siebie.


Trzeba było przenieść się ze stołu na podłogę, by dostęp do narzędzi był możliwy. I szło. Płynęło. Dużo różu. Radosny uśmiech. Że oto maluję, tworzę. Że mogę. Pomarańczowa radość. Bo bawię się tym, co robię. Żółta beztroska. Że tu i ówdzie farba przekroczyła dozwolone granice przyzwoitości i ozdobiła podłogę. Że prasowanie czeka. Błękit spokoju. Bo oto wszystko wraca na swoje miejsce. „Jest, jak jest i będzie, jak będzie”, żeby zacytować moją Przewodniczkę po Vedic Art®, Halinę Łucką. Jakaś zabłąkana zieleń. Bo nadzieja. Że będzie dobrze.


Gdy już ubabrana byłam po łokcie, a tubki farb wyglądały, jakby ktoś je wrzucił do wiadra wypełnionego błotem, otworzyłam swoje fizyczne oczy. Co tu się zadziało? Wtedy, gdy pozwoliłam sobie wziąć urlop od odpowiedzialności, obowiązkowości, codzienności. Co się wtedy zadziało?


Zadziała się dusza. Po prostu. Eksplodowała. Nie w tajemniczości. W zabawie. Radości. Beztrosce. Eksplozja zamknięta w obrazie. Eksplozja tego, co chce się wydostać i być.


Pozostaje do zrobienia tylko jedno. Pozwolić duszy się bawić. Pozwolić jej śpiewać. Pozwolić jej BYĆ.

20 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comentarios

Obtuvo 0 de 5 estrellas.
Aún no hay calificaciones

Agrega una calificación

©2023 by Magiczna Przestrzeń.

bottom of page